Praca
Terapia niejedno ma imię. Okazuje się, że przygotowania do majowej konferencji są dobrą okazją do zaangażowania, a uczestnicy, którzy mają być przecież głównymi aktorami, z dużym zaangażowaniem wcielają się w nowe role.
Jesteś tutaj:
Terapia niejedno ma imię. Okazuje się, że przygotowania do majowej konferencji są dobrą okazją do zaangażowania, a uczestnicy, którzy mają być przecież głównymi aktorami, z dużym zaangażowaniem wcielają się w nowe role.
Może nie są najważniejsze, ale dają radość. Maciek ćwiczy pływanie i bierze udział w zawodach. Opowiada o tym, chce się podzielić tym, co robi, co osiągnął.
Taka relacja może jest nawet ważniejsza niż nagrody.
Po raz kolejny w naszych stronach pojawił się podróżnik z Danii jadący bryczką zaprzężoną w kuce na południe. W ubiegłym roku wybrał się jesienią, co nie było najlepszym rozwiązaniem ze względu na śnieg i zimno. Teraz ma być lepiej. Wydaje się, że taka podróż jest klasycznym stosowaniem zasad stoickich filozofów – żyj w zgodzie z sobą i światem, przeżyj każdy dzień, jakby miał być ostatnim. Zwyczajne życie może mieć nadzwyczajne piękno.
Nikt by pewnie nie pomyślał, że Martin może zająć się Ulą, albo odwrotnie. I pewnie tak nie jest, ale potrafią siedzieć obok siebie przy konsoli. Na tapecie ciągle wyścigi samochodowe. Gdybyśmy chcieli zgodnie z oczekiwaniami różnych rozporządzeń ustalić plan zajęć i zmieścić w nim tych dwojga – nic by z tego nie wyszło. Sami potrafią odnaleźć siebie, czas i miejsce.
Na film „Blisko” szedłem jak na ścięcie. Przeczuwałem emocjonalną orkę. Nie pomyliłem się. Ściśnięte gardło miałem niemal przez cały seans. Wyszedłem z sali – jak większość widzów – roztrzęsiony. To słowa jednego z recenzentów. Chodzi o film ukazujący dziecięcą przyjaźń dwóch chłopców, która w miarę ich dorastania przestaje się podobać otoczeniu. Kolejne incydenty sprawiają, że w jednym z chłopców narasta lęk. Sprowadza życie do tuszowania “inności”.
A jakoś nie leją się nasze łzy, gdy dorośli ludzie niepełnosprawni są traktowani jak dzieci, gdy nie pozwala się im na samodzielność, gdy decyduje o całym życiu. Widać tu jest inna inność, która nie powala.
Zdjęcia na tablicy przed wejściem do warsztatów nie są dla nas, choć wiele osób lubi siebie oglądać.
Często zatrzymują się przy nich rodzice, którzy przychodzą z małymi dziećmi do neurologa,
psychologa czy psychiatry. Wszyscy sąsiadują z nami. Czasem widać jak bardzo szczegółowo te
zdjęcia są oglądane. Być może są jakąś formą nadziei, że nawet jeśli dziecko nie będzie w pełni
zdrowe, to przecież nie musi to oznaczać końca świata. Bo na zdjęciach widać ogromną różnorodność
codziennego życia dorosłych osób nie rezygnujących z bycia wśród ludzi. I nie rezygnujących z siebie.
I nie chodzi tylko o inne kraje, ale przede wszystkim o wejście w świat zazwyczaj mało wyobrażalny. W Ośrodku Kultury Polskiej w Maison Laffitte, w domu, gdzie pracował przez lata Jerzy Giedroyć, gdzie malował Józef Czapski, gdzie przyjeżdżali i skąd czerpali nadzieję na Polskę Marek Hłasko, Kisiel, Agnieszka Osiecka, Czesław Miłosz, Gustaw Herling – Grudziński, Zbigniew Herbert, jesteśmy teraz my. To znaczy ludzie tworzący nadzieję na życie osobom niepełnosprawnym i nasi podopieczni. To nie jest zwiedzanie świata z objazdową wycieczką, ale bycie w tym świecie, po to, by coś od siebie dać, a zarazem wzbogacać się polskim dziedzictwem kulturowym.
Autentyczna kultura pozwala przetrwać wartościom, które są niezbędne w pracy z ludźmi.
Tego życzymy wraz ze współpracującym z nami Instytutem Literackim w Paryżu.