Ludzie

Więcej o: Hania

Hania

Jest uczestniczką Środowiskowego Domu Samopomocy. Maluje, pisze wiersze, czasem pomaga w kuchni, czasem nie przychodzi do ośrodka, bo otacza ją lęk przed drzwiami, schodami. Mimo to mówi: „Teraz wiem, jak to jest być zdrowym. Przez długie lata tkwiłam w mniejszym lub większym nieszczęściu chorobowym. Miałam też problemy inne – jak każdy. No i zaznałam pogardy, krytyki. Ileż tego było! Trwam w normalności, jak inni ludzie. Nie wiedzą ile mieli szczęścia, że nie chorują na przewlekłą schizofrenię i stany lękowe”.

Ta normalność deklarowana przez Hanię wywołuje czasem opadanie rąk tych, którzy chcą jej pomagać żyć. Tak jest choćby z jej poszukiwaniem miłości w Internecie. Hania znalazła lekarza z Ameryki, który potrzebował pieniędzy po to, by ją później ozłocić i by żyli długo i szczęśliwie. Okazuje się, jednak, że w istniejących i napisanych już baśniach nie było nic o Hani i cudownym lekarzu. Kredyt zaciągnięty przez Hanię żyjącą z renty socjalnej był zapłatą za marzenia. Czy jednak są one charakterystyczne tylko  dla kobiety chorującej na schizofrenię? Czy może po prostu trwa ona w normalności naszego świata?

 

Więcej o: Grzesiek

Grzesiek

Mężczyzna nikłej postury, często pokiereszowany w bójkach, alkoholik, mający za sobą pobyty w zakładach karnych związane  z długami, mający problemy z relacjami, często wulgarny i agresywny, nie potrafiący żyć z innymi według przyjętych reguł. Taka wizytówka nie jest raczej rekomendacją do przedstawiania sylwetki człowieka jako zmagającego się czy też  starającego się żyć w prawdzie o sobie, w zgodzie ze sobą.

Chodzi jednak  o prawdę. Pokazanie kim jesteś. Nie chodzi o laurkę. Nie chodzi też o ukazywanie wzorców do naśladowania. Być może  życie Grześka jest bliższe prawdy, aniżeli wielu osób opowiadających o sobie w samych superlatywach, a tak bardzo oddalonych od samostanowienia, decydowania o sobie. Nie chodzi też o wejście na drogę zachwytu nad wolnością, nad życiem po swojemu. Grzesiek nie jest barwnym ptakiem, bardem czy kloszardem. Jego sposób życia bardziej odpycha niż przyciąga. Nie jest też przykładem ukazującym zaniedbania otoczenia, braku wsparcia, polityki zamykania oczu, której miałby być produktem. Od wielu lat  otrzymuje pomoc w ośrodkach wsparcia, kilka razy miał możliwość  normalnego mieszkania, może pracować w przyjaznym środowisku w Spółdzielni Socjalnej, wyjeżdżał na ciekawe wycieczki, brał udział w zajęciach wspinaczkowych. A mimo to wybiera życie człowieka, który zdaje się od siebie odpychać. I trudno powiedzieć, by był to wybór tęsknoty za niezależnością i wolnością.  Bo wydaje się, że przecież nie potrafi z tych wartości korzystać. Stąd więzienia i leczenia odwykowe, coraz częstsze pobicia przez innych, bo przecież wiek robi swoje.

A z drugiej strony…

Grzesiek systematycznie pomaga w docieraniu do szkoły chłopaka, który mieszka na II piętrze i schody są ogromną barierą. Trzeba go znosić rano i wnosić po południu. Grzesiek wraz z kolegą z pracy to robi. Trudno powiedzieć, czy traktuje to  jako obowiązek pracy, czy może jako pokazanie innym, że jest silny, odpowiedzialny. A może  chce pomóc?  Jeśli ktoś potrafi jednoznacznie odpowiedzieć…

Chociaż mieszka podobno w okropnych warunkach, to stara się być czysty, wykąpany, ubrany w ciuchy wskazujące na ich lepsze  pochodzenie niż  odzież otrzymana z pomocy społecznej czy  parafialnych darów.

Grzesiek, także pracuje na cmentarzu żydowskim Opiekujemy się tym miejscem od lat.  Instruktor, który z nim początkowo  jeździł, mówił, że to dobra kara dla niego, bo przecież on też z kolegami tutaj właśnie popijał. Jednak, czy można to traktować tylko w kategorii resocjalizacji?

Nie chodzi o wartości, jakiś ogólny dyskurs mówiący o tym, że na cmentarzu się nie pije,    bo  jest to miejsce święte dla kultury żydowskiej. Grześka to nie interesuje. Ważne dla niego jest to, że to miejsce on sprząta. Nauczył się w czasie tego sprzątania, że lepiej by było, gdyby nie trzeba było zbierać potłuczonego szkła. Wartością dla Grześka nie jest kultura czy religia, ogólne normy, ale to, żeby się nie skaleczyć i mieć mniej pracy. Grzesiek tworzy się jako podmiot etyczny wobec konkretnej praktyki, a nie uniwersalistycznej etyki. Gdybyśmy prowadzili praktykę sprzątania cmentarza w duchu tolerancji i wielokulturowości, jako element resocjalizacji,  to oczekiwalibyśmy przyjęcia pewnych wartości przez Grześka i jego picie na cmentarzu wskazywałoby na to, że nam się nie udało. Jednak w kontekście praktyki, w której uczestniczy Grzesiek i którą sam sobie tłumaczy, okazuje się, że udaje się tworzyć podmiotowość nie tylko przez bunt, wolność, ale przez wartości, etykę, troskę o siebie, by się nie skaleczyć.

I stąd może warto spojrzeć  trochę inaczej na Grześka.

Więcej o: Dorota

Dorota

Gdyby mnie pan zapytał o to w niedzielę, to bym powiedziała, że już dosyć, że już nie chcę żyć. Ale dzisiaj mówię, że warto.

To odpowiedź Doroty na moje pytanie, które zadałem jej we wtorek. Widać, że droga od negacji do afirmacji życia jest dosyć krótka.

Czy to jest tak, że jesteś kobietą, której ludzie nie lubią? Słyszę często, że nie można z tobą wytrzymać – pytam dalej.

Bo ja mam takie zmienne nastroje. Gdy ktoś mnie zdenerwuje, to wybucham, krzyczę.

Przecież wzięłaś Irenę do siebie. To było ogromne  zaskoczenie dla wszystkich.

Tak, bo przecież nie  miała gdzie iść. Syn wyrzucił ją z domu, bo ciągle piła. To co miała robić? A ja mam mieszkanie, to zabrałam ją do siebie.

To znaczy, że jesteś jednak trochę dobrym człowiekiem?

Ja wiem, jak to jest, gdy człowiekowi jest źle. Może dlatego pomogłam.

Ale wcale nie było łatwo. Już po kilku dniach miałaś pretensje, że ci przeszkadza, że  zużywa za dużo wody, jedzenia.

No tak, bo sama mam mało pieniędzy i się boję, że mi nie starczy. A potem jeszcze jak sąsiad ją przyprowadził, gdy leżała na  schodach. Tak mi było wstyd.

Ale jej nie wyrzuciłaś.

Nie mogłam przecież. To człowiek. Ja też w życiu miałam ciężko.

No, a teraz jestem sama. Rodzina była zła, że sprzedałam mieszkanie. Nie odzywają się do mnie. Ale nie będą za mnie decydować. Tak powiedziałem już wcześniej  w sądzie, gdy była sprawa o kuratora. I jestem u siebie.

U siebie i sama?

No tak, wolę być sama, jak nikt mi nie przeszkadza. Nie denerwuje mnie, lubię mieć wszystko poukładane w domu, tak, żeby nie było bałaganu, zmian.

Ale to nie jest przecież tak, że  w ogóle nie chcesz zmian. Twoje życie to jedna wielka zmiana, od pracy i mieszkania w Andrychowie, plany założenia rodziny, poprzez wypadek, utratę pracy, chorobę, Środowiskowy Dom Samopomocy, śmierć mamy, ciężkie stany chorobowe, zabranie ciebie przez brata do Gorzowa, mieszkanie z jego rodziną, częste epizody psychiczne, oddziały szpitalne, mieszkanie chronione, jedno, drugie, trzecie, pierwsza przymiarka do sprzedaży mieszkania po mamie w Andrychowie, rezygnacje z tego pod wpływem brata,  po jakimś czasie sprzedaż mieszkania, kupno nowego w Gorzowie, remonty i przeprowadzka… trudno powiedzieć, że  to jest spokojne i ustabilizowane życie.

Dzisiaj Dorota  mówi, że jeszcze kilka dni temu nie chciała żyć. Może dlatego, że w jej życiu pojawił się człowiek, który był zbyt blisko, za bardzo wszedł w jej świat. Może nie rozumiemy tego, że bycie wśród ludzi niekoniecznie musi oznaczać bycie w obliczu czyjejś ciągłej obecności, nieustannego spojrzenia?

Więcej o: Darek

Darek

Dlaczego nie mieszkasz z rodzicami?

Ponieważ chciałem nauczyć się czegoś nowego, spróbować samodzielności. Lubię rodziców, ale chcę mieć poczucie, że mam własne mieszkanie.

Ile masz lat?

40

Od jakiego czasu jesteś poza domem rodzinnym?

Od około trzynastu lat.

Mieszkasz w różnych mieszkaniach, z różnymi ludźmi, często trzeba się przenosić, przeprowadzać – nie przeszkadza ci to?

Nie, w takich sytuacjach człowiek uczy się współpracować z innymi osobami. Tworzymy zasady i traktujemy się jak rodzina. Musimy sobie wzajemnie jakoś radzić, pomagać.

Chciałbyś mieć dziewczynę, założyć rodzinę, dlaczego ci nie wychodzi?

Może dlatego, że one kręcą i nie mają do mnie podejścia. Ja się staram, a one nieraz mnie wykorzystują, bardziej myślą o sobie, o tym, że ja mam być opiekunem, pomocnikiem, może nawet służącym, a nie myślą o tym, że ja też jestem człowiekiem i jak się jest razem, to jeden drugiemu wzajemnie powinien coś dawać.

Czy ktoś tobie musi w czymś pomagać?

Nie, nikt mi nie musi w niczym pomagać, chyba, że wypełnić dokumenty i załatwić sprawy urzędowe, a tak na co dzień to sobie radzę.

 

Darek wyszedł z Warsztatów  do pracy w Mc Donalds’ie. Widzieliśmy  Darka jako uczynnego i miłego chłopaka, którego łatwo było urazić, który płakał, gdy ktoś powiedział mu coś przykrego. Praca w Mc Donalds’ie  na jakiś czas oderwała Darka od warsztatów, kolegów, różnych atrakcji. Bo wtedy zaczynały się wyjazdy górskie i wspinaczkowe. Darek nie zawsze mógł jechać z nami, bo praca. Po jakimś czasie uzgadniał z kierowniczką możliwości wyjazdów i miał odpowiednio dostosowany grafik pracy. Wydaje się więc, że był ceniony i sobie radził. Chociaż czasem, wieczorami, gdzieś w górach mówił, że nie wszyscy są dobrzy. Że nie tylko klienci potrafią go potraktować z góry i specjalnie brudzą, gdy widzą, że sprząta, albo robią dziwne uwagi, ale także współpracownicy bywają niemili.  Dają gorszą robotę, zamkną szafkę, nawet schowają ubranie, czy może  je ukradną. Góry pokazywały Darka jako pomocnego człowieka, ale także jako kogoś, kto nie do końca zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń. Tak było przy wspinaczce, gdy Darek nie miał żadnych oporów, by próbować  wchodzić na trudniejsze drogi. Nie widział, że to dla niego zbyt duże wyzwanie. Wisiał na linie, ocierał łokcie i kolana do krwi. Może po prostu chciał pokazać, że jest jak inni, że wszystko może, że trzeba spróbować, a może miał tak ogromne zaufanie, że nie bał się odpaść, bo przecież ktoś asekuruje i trzyma na linie? Wydawało się, że trochę prawdy i spojrzenia z dystansu przyniosą wysokie góry. W  Dolomitach czy Alpach zostawał z tyłu, nie miał siły, przewracał się, płakał. Nie było liny. A przecież zaraz po zejściu zamieszczał wpisy i zdjęcia, o tym, jaki jest szczęśliwy i zadowolony. A w wywiadzie mówi, że płakał ze szczęścia.

Od kilku lat Darek pracuje w naszej Spółdzielni  Socjalnej. Sprząta korytarze i łazienki. Przychodzi codziennie o  6 rano.  Po sprzątaniu stara się pomagać słabszym osobom. Prowadzi do łazienki, przebiera, karmi. Potem zabiera Andrzeja i Bartka – kolegów z mieszkania chronionego do domu, właśnie mieszkania wspieranego. Po 15 jedzie  z kolegami, by pomagać w sprzątaniu kolejnego biurowca. Jest trochę  takim trenerem pracy dla kolegów. W weekendy organizuje zakupy, by przygotować obiad.  Nauczył się gotować w podstawowym stopniu. Organizuje jedzenie dla dwóch mieszkań wspieranych. W jednym z nich mieszka jego siostra. Darek jej pomaga, spotyka się z nią, wychodzą razem na spacery. Ale kiedy go pytam, czy może chciałby zamieszkać w jednym mieszkaniu z Agnieszka, mówi, że  raczej nie. Bo wolałby mieć trochę czasu dla siebie, może by odpocząć, a może by żyć  po swojemu.

Więcej o: Sebastian Witukiewicz

Sebastian Witukiewicz

Pracuję w Stowarzyszeniu Człowiek w Potrzebie – Wolontariat Gorzowski od 2011 roku. Pracowałem zarówno w Środowiskowych Domach Samopomocy jak i Warsztatach Terapii Zajęciowej. Są to podstawowe jednostki organizacyjne funkcjonujące w Stowarzyszeniu. W swojej pracy koncentruję się na ludziach i zagadnieniach ich dotyczących. Nigdy nie patrzę na zagadnienie bez spojrzenia na człowieka, którego to zagadnienie dotyczy. Uważam, że współczesny świat jest zbyt odhumanizowany, a w swym ukierunkowaniu na efekt działania i jego celowość odsuwa człowieka i jego byt na boczny tor. Interesuję się wieloma rzeczami w tym poznawaniem nowych miejsc i kultur, językami obcymi i klasycznymi autami, także astronomią. 

Więcej o: Oleksandra Tsymbalista

Oleksandra Tsymbalista

„Nie wiemy, co będzie jutro: naszym zadaniem jest być szczęśliwym dzisiaj”. To słowa, które pomagają mi radzić sobie z wieloma trudnościami. Jestem więcej niż pewna, że trafiłam tutaj nie bez powodu. Komunikacja z ludźmi zawsze sprawiała mi przyjemność, dlatego naprawdę dobrze się tutaj czuję. Każdego dnia staram się przekazać pozytywną energię wszystkim, ponieważ dobry nastrój przedłuża życie i czyni nas szczęśliwszymi. Mam wiele zainteresowań, ale myślę, że to nie koniec 🙂 Wierzę, że uczenie się czegoś nowego czyni nas bardziej pewnymi siebie i mądrzejszymi. Jestem bardzo wdzięczna ludziom, którzy mi pomagają. Moi najbliżsi i rodzina to dla mnie największy skarb. Jak powiedziała Helen Keller: „Sami tak niewiele możemy, ale jak wiele razem!”.

Więcej o: Lesia  Zabolotnia

Lesia Zabolotnia

Jestem uśmiechnięta, lubię się śmiać, żartować, staram się podchodzić do życia z humorem i optymizmem. Najbardziej na świece cenię relacje z ludźmi. Rodzina, przyjaciele to najcenniejsze rzeczy, jakie posiada człowiek. Bliscy ludzie zawsze pomogą, wesprą w trudnym momencie, dodadzą otuchy ciepłym słowem.

Jestem osobą, która łatwo daje się ponieść emocjom, więc mam wiele różnych hobby. Lubię się uczyć i zdobywać nowe umiejętności. Bardzo lubię czytać, szczególnie lubię książki papierowe, uwielbiam zapach stron książek, atramentu drukarskiego. Oczywiście, jak wszyscy ludzie, bardzo lubię podróżować. Zawsze korzystam z możliwości zorganizowania wyjazdu dla rodziny.

Odkąd pamiętam, zawsze pracowałam z ludźmi, ponieważ bardzo cenię sobie komunikację i nowe znajomości. Bez problemu dogaduję się z innymi, potrafię znaleźć kompromis i nie brakuje mi zrozumienia dla przekonań drugiej osoby. W pracy z ludźmi musi być motywacja, dlatego zawsze idę przez życie z mottem „Nie poddawać się”.

Więcej o: Anna Baranowska

Anna Baranowska

Akceptuję siebie tak jaką jestem. Jestem osobą mocno stąpającą po ziemi życzliwą, sumienną z poczuciem humoru i z optymizmem patrzę na życie. Szanuję ludzi i ich przekonania. Potrafię słuchać, nie oceniać. Kocham morze, spacery brzegiem morza, lubię poczytać dobrą książkę, robótki ręczne, szycie na maszynie do szycia, dobra kuchnię, nowe smaki. Od  ponad dwóch dekad pracuję  z osobami niepełnosprawnymi. Mam twórcze podejście do życia,  co chętnie wykorzystuję w pracy zawodowej i w życiu codziennym Jestem wierna swoim wartościom, cechuje mnie otwartość  na nowe wyzwania. Uważam, że każdy z nas ma inny sposób patrzenia na świat, że nic nie dzieje się bez powodu. W środowiskowym Domu Samopomocy prowadzę zajęcia  w pracowni gospodarstwa domowego.